Kolejny przystanek w naszej kilkutygodniowej wyprawie był zaplanowany na wyspie Krk. Wyspę łączy z lądem most i między innymi z tego względu jest popularnym celem podróży dla turystów, którzy nie chcą udawać się do dalszej Damacji, a ceny obowiązujące w Istryjckiej części Chorwacji im nie odpowiadają. Wyspa jest uważana za mało atrakcyjną, choć miasteczka takie jak Baska czy Stara Baska są położone wśród wzniesień i naprawdę malownicze.
Szukając zacisznego campingu, w którym będą też domki do wynajęcia, gdyż kolejny tydzień z okładem mieliśmy spędzić z rodziną, trafiliśmy na Camp Skrila oddalony od Starej Baski zaledwie 2 kilometry. Obiekt usytułowany tuż nad morzem okazał się świetnym miejscem. Kilka zacisznych plaż ( w tym jedna dla zwierzaków), nowe i zadbane sanitariaty, restauracja, bar, sklepik i stragan z owocami.
Jedynym minusem był fakt, iż nasza parcela usytułowana była w samym słońcu i przy temperaturach bliskich 40 kresek bywało ciężko, nawet z klimatyzatorem, w który Piotr nas wyposażył przed wyjazdem. Ale w te rejony przyjechaliśmy głównie po to, aby wypocząć, poopalać się i miło spędzić czas z rodziną. Tak też czyniliśmy każdego dnia. Łowiliśmy ryby i plażowaliśmy.
Gotowaliśmy pyszne posiłki i biesiadowaliśmy wspólnie.
Wykorzystując kajaki i hulajnogi poznawaliśmy najbliższą okolicę Staterj Baski. Między innymi plażę Zala o bardzo hipsterskim charakterze, którego symbolem dla mnie był zbity z kilku desek i maźnięty błękitną farbą beach bar. Niedaleko plaży są usytuowane bardzo romantyczne ruiny Kościółka św. Hieronima (chyba - Jeronimo to zdaje się Hieronim właśnie).
Kiedy delikatnie rozchylimy bramę umiejscowioną za drogą do plaży Zala, to półlegalnie dostaniemy się do cudnie dzikiej zatoczki, którą jednego popołudnia wykorzystaliśmy jako scenerię do naszej małej sesji.
Zaś kajakiem dopłynęliśmy do Oprna Bay - małej ale najpiękniejszej (może obok Divnej na półwyspie Peljesac) plaży, jaką miałam okazję odwiedzić. Widok z niej naprawdę zapierał dech w piersi.
Wyprawy podczas wyprawy
Ponieważ okolica usiana jest górzystymi terenami, które nie porośnięte w większości roślinnością tworzą trochę krajobraz księżycowy, zapragnęliśmy wybrać się na trip zdobywając jedno z takich wzgórz. Ruszyliśmy ok 5 rano (bo wiadomo - potem temperatury mordercze) w kierunki Velkiego Hlamu, choć ostatecznie naszym celem była krawędź przełęczy, która wiodła do Baski. Wspinaczka była średnio wymagająca, jednak utrzymywaliśmy tempo, by zejść przed upałami. Widoki, przestrzeń i niesamowita cisza, która niosła z sobą pewien rodzaj niepokoju zrobiły na nas piorunujące wrażenie. Jakby tam, na górze czas stanął w miejscu...Prawie codziennie biegaliśmy aby zachować formę, a podczas tych wypadów namiętnie podkradałam zioła z okolicy - tymianek, rozmaryn, laur i koper włoski, których używałam do gotowania i gromadziłam w celu przemycenia ich do kraju.
Raz też wybraliśmy się do rybarnicy w Punacie, gdzie ja nabywszy rybkę i langustynki a druga strona lignje, mogliśmy popisać się rybnymi daniami, które idealnie komponowały się z lokalnym białym winem Zlahtina oraz istryjską Malvaziją.
Innym razem mój mąż zrobił sobie challenge i postanowił wybrać się swoją kooolażówką do oddalonego o 20 kilka kilometrów Krk. Odległość nie wydaje się mordercza ale przy tych podjazdach to raczej na kilometrogodziny się przekłada. Ale z jego relacji...było warto.
Robi to niesamowite wrażenie zwłaszcza, gdy dzięki dronowi można obserwować to z lotu ptaka. I tu podłączam filmik z naszego wejścia, na którym te mistyczne niemal wędrówki widać.
Niedaleko naszego campingu też wznosiła się góra,żeby więc zrobić frajdę dzieciom także jednego wieczoru wspięliśmy się na nią. Choć wzgórze wyglądało łagodnie, to wymagało trochę gimnastyki aby je zdobyć, co przyniosło nam sporo frajdy.
Podsumowując ten tydzień pobytu na wyspie Krk mogę powiedzieć, że moje oczekiwania zupełnie rozminęły się z rzeczywistością. Po przeczytaniu baaardzo wielu opinii w Internecie na temat tej wysypy byłam nastawiona na nieciekawe widoki, niewiele atrakcji oraz głównie na pasywny wypoczynek na plaży. Tymczasem praktycznie każdego dnia byliśmy w intensywnym ruchu. Zwiedzaliśmy kajakami dzikie plaże, do których dostęp jest możliwy jedynie od strony morza. Małe zaludnienie okolicy oraz skalny krajobraz nadawały tym małym zatoczkom dzikiego i tubylczego charakteru. W Starej Basce jest ledwie sklep, kościół i dwie knajpki, i w nich właśnie zjadłam pierwszy raz mule w sosie buzzaro (raz w czerwonym, raz w białym winie), które są moim odkryciem kulinarnym lata. Ilość górskich szlaków, na których spotkać można głównie wiatr i owce też jest dobrym aspektem do rozważenia. Tym bardziej, że widok maleńkich zatoczek i słońca odbijającego się w morzu obserwowane ze szczytu gór są bezcennym doświadczeniem. Zachęcam zatem aby do odwiedzanych miejsc nie uprzedzać się za wczasu i wszędzie szukać ciekawych i nietuzinkowych możliwości do ciekawego spędzenia czasu...a taki właśnie on będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz